Friday, January 11, 2008

Miejskie toalety jak z innej planety...













... czyli reportaż z publicznego sracza

Na Manhattanie pojawił się pierwszy z dwudziestu publicznych, w pełni zautomatyzowanych szaletów miejskich.

Premierowa ubikacja stanęła w czwartek w Madison Square Park od strony Madison Ave. W piątek rano, kiedy przyjechałem zrobić zdjęcie tej nowości, ktoś był w środku. Na swoją kolej czekałem dość długo. Jednak trudno się dziwić - za 25 centów każdy chciałby wykorzystać maksymalnie 15 minut przysługujących na jedną wizytę. W tym czasie zdążyłem dokładnie obejrzeć ubikację z zewnątrz. Jest wielkości kiosku z gazetami i doskonałym miejscem na zamieszczenie na niej reklam, których jeszcze brakuje. Obok odsuwanych niczym w windzie drzwi panel światełek, dających znać, kiedy toaleta jest zajęta, kiedy otwarta, kiedy zepsuta, a kiedy zamknięta na noc. "W nocy wiele ludzi chciałoby się w niej pewnie przespać, albo uprawiać seks" - mówi uśmiechając się Eliuzes Serrano, pracujący przy sprzątaniu parku.



Kiedy już chcę wchodzić, pan Serrano nakazuje mi się wstrzymać. Tłumaczy, że po każdym użyciu drzwi zamykają się na minutę, a pusta toaleta jest dokładnie dezynfekowana. Widać, że z zachwytem opowiada o nowym obiekcie w swoim miejscu pracy. Czekam na zielone światełko obok napisu "Vacant". Wrzucam swoje 25 centów i drzwi się otwierają. Wchodzę przy mrugającym na pomarańczowo świetle. Tu chwila konsternacji, bo drzwi zamykają się dopiero po kilkunastu sekundach, a brakuje przycisku, który mógłby zamknięcie drzwi przyspieszyć, jak np. w windach. Aż boję się pomyśleć, co może zrobić osoba z pilną potrzebą... Zacząć ją załatwiać przy otwartych drzwiach?
W wyciszonym wnętrzu, o wiele większym niż w przenośnych, plastikowych toaletach, jest dość chłodno i mokro. Krople są pozostałością po cyklu dezynfekcyjnym. Dlatego papier toaletowy, którego podajnik uruchamia się przyciskiem, jest cały zmoczony. Muszla klozetowa w kolorze metalicznym i o bardzo wąskiej krawędzi sprawia wrażenie zimnej i nie zachęca do posadzenia na niej swojego ciała, mimo dostępnych papierowych podkładek do rozścielenia. Nie słychać odgłosów ulicy, ani muzyki, a jedynie spokojnie szumiącą klimatyzację. Ktoś kto załatwia dłuższą potrzebę, może tu poczuć się niemal jak Adam Małysz testujący nowy kombinezon w komorze aerodynamicznej.



Czas wypróbować równie metaliczną jak muszla umywalkę - nad nią jeden uruchamiany fotokomórką moduł. Najpierw dłonie spryskiwane są wodą z mydłem, następnie obmywane czystą wodą, a na końcu włącza się suszarka. Z przysługujących mi 15 minut na wizytę w nowej miejskiej toalecie wykorzystałem może z 5, załatwiając krótką potrzebę i robiąc kilka zdjęć wnętrza dla gazety. 3 minuty przed upływem kwadransa zapala się światełko ostrzegawcze, a po tym czasie drzwi się otwierają. Ja nie czekam tak długo. Naciskam przycisk, który umożliwia otwarcie drzwi wcześniej.



W najbliższym czasie w różnych częściach Nowego Jorku staną kolejne takie "cudeńka". Każda toaleta kosztuje ponad 100 tys. dolarów. Ustawia je hiszpańska firma reklamowa Cemusa na podstawie wartej 1,4 mld dol. umowy z miastem. Podobnie jak wiaty przystanków autobusowych i budki z gazetami są one dla niej nośnikami reklamy.