
Najpierw była niemal ekstatyczna radość. Teraz przychodzi czas na refleksję. Dla Wrocławia - jak i dla pozostałych polskich miast - organizacja mistrzostw Europy w piłce nożnej jest szansą, której nie można zaprzepaścić. Jednak dobrze wiem, jak wygląda Wrocław. To miasto stale rozkopane, pełne objazdów i robót drogowych. Kilka tygodni temu nowo otwarte centrum handlowe (zwane galerią) na pl. Grunwaldzkim należało po kilku godzinach zamknąć, ponieważ zrobiły się korki dokumentnie paraliżujące ten newralgiczny komunikacyjnie fragment miasta.
Jak wygląda dojazd na lotniko w Strachowicach wie każdy, który z tegoż korzystał. Jest położone tuż przy autostradzie, ale nie ma don niego bezpośredniego z tejże autostrady dojazdu. Trzeba się przebijać przez miasto. Już wiadomo, że wszystkie z lotnisk miast-gospodarzy Euro nie zdążą rozbudować portów lotniczych o nowe terminale - wymyślono więc prowizoryczne rozwiązanie - postawienie jakichś tymczasowych budynków. Z planu budowy 650 km autostrad rocznie już wiadomo, że w tym roku wybudowanych zostanie kilometrów 7 (słownie: siedem). Trzeba czym prędzej zmienić przepisy, które pozwoliłyby na budowanie autostrad. Ułomne prawo przetargowe każą czekać na wynik odwołania od decyzji dotyczących przetargu, a budowa stoi.
Politycy-decydenci nie tracą dobrego humoru - powstał komitet organizacyjny z premierem na czele i połową rządu i na razie tyle. Tymczasem każdy mijający dzień to dzień stracony. Tu się trzeba ostro zabrać do roboty. Według niektórych analityków ekonomicznych, z typową polską organizacją możemy te mistrzostwa zorganizować tylko w ten sposób, żeby minimalizować stopień kompromitacji. Oby było inaczej...
No comments:
Post a Comment